sobota, 14 marca 2015

" Dziennik zbiorowy " - Wstęp

 - Jack! Jack! Co Ty wyprawiasz!?
   Chwila przeszywającej serce ciszy.
 - Jack! Wracaj! Nie zostawiaj mnie samego, błagam... - znów po zakamarkach
   świadomości ostatnich żywych istot rozbrzmiał mój głos.
   Próbowałem złapać Jacka za rękę, ale to nic nie dało. Odepchnął mnie, zrobił to
   całkowicie naturalnie. Ten bydlak już pogodził się z ty, że niedługo odejdzie.
   Wielki, durny mędrzec! Filozof... jak każdy inny człowiek u kresu czasu.
   Tylko nauka, tylko myśli mogą nas uratować. A gdzie się podziała seksualność?
   Męskość, kobiecość? Wola walki, chęć jedzenia mięsa? Jak bardzo można
   wyrządzić krzywdę sobie samemu? Zdecydowanie daliśmy odpowiedź na
   to pytanie.
     Oczywiście, Jack umarł. Zaraz po tym jak otworzył drzwi. Po co on to zrobił?
   Czy tak bardzo nie mógł doczekać się śmierci? Nie wiem, naprawdę. Mój brat,
   moje oparcie, przez tyle długich lat ciężkiego życia, nagle postanowił ze sobą
   skończyć. Nie życzę nikomu takiego widoku.
  ...
     - Co robisz? - zapytał spokojnie Arkadianin. Zaraz potem dotknął swojego
  kombinezonu, jakby bał się, że coś jest nie tak. To co działo się ostatnio,
  nie oznaczało nic dobrego, a każdy chciał przetrwać.
     - Czytam. - Odpardł A'adon. Ścisnął mocniej dziennik.
     - Znalazłeś kolejny? - Kontynuował z zaciekawieniem, udawanym czy też
  nie, rozmowę wysłany Arkadianin.
      - W rzeczy samej. Bardzo ciekawe zjawisko. Nie sądzisz? Gdzie nie pójdziesz...
  Znajduję tego coraz więcej! I prawie wszystko rozumiem! - rzucił się nieświadomie
  w wir emocji, jeden z najlepszych architektów Marsa.
      Wysłany sojusznik z korpusu bezpieczeństwa, twierdząco kiwnął głowę, jednak
  bez większego przekonania, wyraźnie nie odczuwając zachwytu.
        - Wiesz co jest jednak najlepsze? - Dociekał uczony.
        - Zapewne zaraz się dowiem.
   A'adon uśmiechnął się i przekartkował notatnik, jak tylko mógł ostrożnie.
        - Tak wiele stron! A zamiast dogłębnie opisywać wydarzenia, przyczyny, zostawić
   jakieś znaki dla... na przykład dla nas, oni opisywali swoje odczucia! Swoje własne
   historie! Niesamowite, niezrozumiałe!
        - Pokaż. - wyciągnął kończynę przysłany spec.
   Arkadianin, całkowicie zaufany, oddał przedmiot współtowarzyszowi wspólnej
   ekspedycji.
   Ten jednak po wzięciu dokumentu, rozsunął swój kombinezon i schował tam zapiski
   przeszłości.
         - Co robisz? - Pierwszy raz podczas rozmowy, A'adon zawahał się.
         - To co muszę. Wszystkie znaleziska mają być bezwzłocznie dostarczone do
    Izby bezpieczeństwa. - Automatycznie, bez jakichkolwiek przemyśleń odpowiedział
    K'alegh.
         - Bezpieczeństwa? Co ma wspólnego bezpieczeństwo z nauką? - Zrobił zdziwioną
     minę, nawet nie zdając sobie sprawy jak ironicznie zabrzmiało to pytanie.
         - Doprawdy, też myślę, że niewiele, ale nie mi o tym decydować. Chodź, idziemy
    do kopuły, dostałem wezwanie, jak najszybciej musimy wrócić na planetę.
    Architekt dotknął swoich drobnych łusek na twarzy, jakby sprawdzając czy cały
    czas jest na jawie. Następnie szybkimi, zgrabnymi ruchami uszczelnił swój skafander.
    Wyjście na zewnątrz bez specjalistycznego kombinezonu to czyste samobójstwo.
    Wszak był przystosowany do życia na Marsie i na lądowisku na księżycu, ale nie
    do atmosfery tej intrygującej planety. Założył na plecy dotleniacz, po czym ruszył  za swoim przewodnikiem.
    Wszędzie  dookoła trwały jakieś prace. Wykopaliska bądź też pomiary składu
    atmosfery. Najciekawsze jednak to, że w największym wymiarze prace odbywały się
    w sferze przemysłowej, wydobywano bowiem wiele drogocennych surowców
    mineralnych.
      - Ach, A'adon! A'adon przyjacielu!
    On, mimo iż świadom tego, że nie ma czasu na postoje, nie potrafił  jednak
    oprzeć się swej ciekawości. Nie ważąc na to co powie prowadzący, natychmiast
    odwrócił się uśmiechnięty, doskonale wiedząc do kogo należy tajemniczy głos.
      -  B'aeish przyjacielu!
    Strażnik, nie mówiąc nic, odwrócił się chwilę po A'adonie. Nie chcąc wszczynać
    awantur, postanowił dać mu chwilę, nim zacznie go pośpieszać.
    Architekt chciał objąć archeologa, ale ten pokazał swe brudne  dłonie i  
    usmarowane ziemią części ubioru. Następnie, dalej podjął rozmowę.
     - Słuchaj, koniecznie musisz ze mną zejść! Odkryłem bardzo ciekawe zjawisko!
        Otóż, im kopiemy bardziej w głąb tym więcej możemy odnaleźć! Dokładnie tak,
        jakby życie istot, które niegdyś zamieszkiwały tą planetę toczyło się wewnątrz. -
        zrobił przerwę, żeby zażyć powietrza, nie bacząc na zdziwioną minę rozmówcy.
        Doskonale wiedział, że jego byłaby podobna, gdyby usłyszał takie rewelacje -
        Ewentualnie można jeszcze założyć, że oni... cofali się w głąb planety, czy
        planet, jeśli zamieszkiwali ich więcej! No, ale to przecież absurdalne,
        zaprzeczenie tego co dzieje się we Wszechświecie!
         A'adon usłyszawszy te zdania, nie musiał nigdzie iść, bowiem łącząc je w całość
       jego spragniony wiedzy umysł sam przeniósł się do krainy, gdzie żyje tylko
       przygoda. Ponadto już po chwili pojawiły się setki pytań niecierpiących zwłoki.
          Jednak w przestrzeni rzeczywistości nie usłyszał swojego pałającego ambicją
       głosu, ale stanowcze, chłodne orzeczenie.
          - Nigdzie nie idziesz. Jak mówiłem, musimy natychmiast ruszać do Izby. -
        Wysłannik złapał uczonego za ramię.
           - Ale nawet nie wiem po co, czy to nie może zaczekać? Co jeśli to odkrycie
         na miarę wieku? - Odparował bez cienia wątpliwości.
         K'alegh odetchnął głęboko z trudem opanowując zniecierpliwienie.
           - Chyba się nie zrozumieliśmy. To nie żadna sugestia. To rozkaz! Od
         najwyżej postawionych przedstawicieli rasy, to powinno dać Ci do
         myślenia. - Tym razem podniósł głos.
            - Idź - Dodał B'aeish. - Ja też niedługo wracam, przywiozę znaleziska do biura.
            - Ale powiedz chociaż co odkryłeś! - Wydukał tylko architekt, cierpliwie
          upierając się przy swoim.
          Tym razem strażnik nie wytrzymał. Złapał uczonego pod ramiona i zaczął go
          ciągnąć w stronę wyjścia, nie mogąc zrozumieć jego nieustępliwej ciekawości.
          Z oddali dobiegł ich głos archeologa.
             - Znalazłem pradawne napisy! Odkryłem, że mieszkańcy tej planety byli
          podobni do nas i chyba wiem, gdzie szukać ich śladów!
             - Och... - A'adon jęknął tylko, nie stawiając już oporu.
           K'alegh puścił go w końcu, obaj weszli do windy włączając dotleniacze i sprawdzając
          zabezpieczenia kombinezonów.
              - Powierzchnia, sektor 12, pas Oriona. - Rzucił strażnik do wnętrza windy.
           Ruszyli z prędkością 1000km/h, wspinając się coraz wyżej po wyżłobionych
          korytarzach.
          W windzie byli tylko we dwóch, ale żaden z nich nie odzywał się już.
          Po kilku, dłużących się w nieskończoność chwilach winda ustała.
          A'adon wciągnął powietrze, nie cierpiał widoku, który był pisany każdemu
          kto opuszczał zewnętrzną kopułę.
            Winda otworzyła się. minęli dwóch innych fachowców kłaniając się sobie nazwzajem,
          teraz, tych kilka pozostałych metrów trzeba było wspinać się po schodach do
          otworu, który przed latami otworzyli ich rodacy.
            Wychodząc na powierzchnię architekt doskonale potrafił odczuć zmianę w swoim
          ciele, minęło poczucie bezpieczeństwa, a względna odległość od tego miejsca,
          to tylko kilka chwil do przebycia. Mimo to różnicę czuło się od razu, nawet bez
          jakiejkolwiek wiedzy. Inny skład powietrza, wyniszczona atmosfera, o tym
          co było w podziurawionej co i rusz glebie wolał po prostu nie myśleć.
          Choć to wszystko i tak zdawało się być bardzo małym problemem, w porównaniu
          z tym co można było ujrzeć kierując oczy ku górze.
          - Nie życzę nikomu takiego losu- Pomyślał bez cienia wątpliwości.
          Dziura ozonowa, jedna koło drugiej. Małe dziecko powiedziałoby, że sufit
          jest podziurawiony. A'adon wiedział jednak jak to nazywali. Nie raz spotkał
          to słowo w najrozmaitszych zapiskach. "Niebo"... czy raczej to co z niego zostało.
          To niemożliwe, że ta planeta, aż tak bardzo nienawidziła swoich mieszkańców.
          Chociaż z drugiej strony, czemu nie? Jeśli wyrządzili jej takie krzywdy?
          Nienaturalnym byłoby myśleć, że zniszczyła ich inna rasa. Kto mógłby być,
          aż tak okrutny? - A'adon nie mógł przestać myśleć, jego mózg patrząc na to
          wszystko nieustannie pracował na najwyższych obrotach.
            Patrząc pod nogi, myśląc, że może jakimś cudem odnajdzie choćby małe
          bakterie, najmniejsze drobne tętniące życie, do czasu, gdy przeszył go
          charakterystyczny dreszcz. Czuł go zawsze będąc w tym miejscu, miejscu
          ostatnimi czasy tak bardzo zatłoczonym. Ideał którego nawet ich architekci
         nie mogą odtworzyć. " Koieryihs " - wskaźnik. Tak nazywano te punkty,
        zbudowane co do milimetra w starannie dobranych miejscach, one same zaś
        wzbudzały podziw. Mało tego, jako chyba jedyne znane naukowcom obiekty
        pozostawały nietknięte. Tak właśnie. Zero jakichkolwiek uszkodzeń po apokalipsie.
        Rzecz bezprecedensowa, niesamowita w świecie nauki.
        Zna je jedynie z książek, które czytano mu gdy był mały. Nazywano je piramidami.
        Na ich temat wiadomo tylko dwie rzeczy, które dodają im jeszcze więcej niezwykłości,
        otóż: To niedorzeczne by możliwe było zbudowanie czegoś takiego jeszcze kilka tysięcy
        lat temu z taką znajomością gwiazd, a po drugie: dostęp do nich ma tylko gwardia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz