- Jack! Jack! Co Ty wyprawiasz!?
Chwila przeszywającej serce ciszy.
- Jack! Wracaj! Nie zostawiaj mnie samego, błagam... - znów po zakamarkach
świadomości ostatnich żywych istot rozbrzmiał mój głos.
Próbowałem złapać Jacka za rękę, ale to nic nie dało. Odepchnął mnie, zrobił to
całkowicie naturalnie. Ten bydlak już pogodził się z ty, że niedługo odejdzie.
Wielki, durny mędrzec! Filozof... jak każdy inny człowiek u kresu czasu.
Tylko nauka, tylko myśli mogą nas uratować. A gdzie się podziała seksualność?
Męskość, kobiecość? Wola walki, chęć jedzenia mięsa? Jak bardzo można
wyrządzić krzywdę sobie samemu? Zdecydowanie daliśmy odpowiedź na
to pytanie.
Oczywiście, Jack umarł. Zaraz po tym jak otworzył drzwi. Po co on to zrobił?
Czy tak bardzo nie mógł doczekać się śmierci? Nie wiem, naprawdę. Mój brat,
moje oparcie, przez tyle długich lat ciężkiego życia, nagle postanowił ze sobą
skończyć. Nie życzę nikomu takiego widoku.
...
- Co robisz? - zapytał spokojnie Arkadianin. Zaraz potem dotknął swojego
kombinezonu, jakby bał się, że coś jest nie tak. To co działo się ostatnio,
nie oznaczało nic dobrego, a każdy chciał przetrwać.
- Czytam. - Odpardł A'adon. Ścisnął mocniej dziennik.
- Znalazłeś kolejny? - Kontynuował z zaciekawieniem, udawanym czy też
nie, rozmowę wysłany Arkadianin.
- W rzeczy samej. Bardzo ciekawe zjawisko. Nie sądzisz? Gdzie nie pójdziesz...
Znajduję tego coraz więcej! I prawie wszystko rozumiem! - rzucił się nieświadomie
w wir emocji, jeden z najlepszych architektów Marsa.
Wysłany sojusznik z korpusu bezpieczeństwa, twierdząco kiwnął głowę, jednak
bez większego przekonania, wyraźnie nie odczuwając zachwytu.
- Wiesz co jest jednak najlepsze? - Dociekał uczony.
- Zapewne zaraz się dowiem.
A'adon uśmiechnął się i przekartkował notatnik, jak tylko mógł ostrożnie.
- Tak wiele stron! A zamiast dogłębnie opisywać wydarzenia, przyczyny, zostawić
jakieś znaki dla... na przykład dla nas, oni opisywali swoje odczucia! Swoje własne
historie! Niesamowite, niezrozumiałe!
- Pokaż. - wyciągnął kończynę przysłany spec.
Arkadianin, całkowicie zaufany, oddał przedmiot współtowarzyszowi wspólnej
ekspedycji.
Ten jednak po wzięciu dokumentu, rozsunął swój kombinezon i schował tam zapiski
przeszłości.
- Co robisz? - Pierwszy raz podczas rozmowy, A'adon zawahał się.
- To co muszę. Wszystkie znaleziska mają być bezwzłocznie dostarczone do
Izby bezpieczeństwa. - Automatycznie, bez jakichkolwiek przemyśleń odpowiedział
K'alegh.
- Bezpieczeństwa? Co ma wspólnego bezpieczeństwo z nauką? - Zrobił zdziwioną
minę, nawet nie zdając sobie sprawy jak ironicznie zabrzmiało to pytanie.
- Doprawdy, też myślę, że niewiele, ale nie mi o tym decydować. Chodź, idziemy
do kopuły, dostałem wezwanie, jak najszybciej musimy wrócić na planetę.
Architekt dotknął swoich drobnych łusek na twarzy, jakby sprawdzając czy cały
czas jest na jawie. Następnie szybkimi, zgrabnymi ruchami uszczelnił swój skafander.
Wyjście na zewnątrz bez specjalistycznego kombinezonu to czyste samobójstwo.
Wszak był przystosowany do życia na Marsie i na lądowisku na księżycu, ale nie
do atmosfery tej intrygującej planety. Założył na plecy dotleniacz, po czym ruszył za swoim przewodnikiem.
Wszędzie dookoła trwały jakieś prace. Wykopaliska bądź też pomiary składu
atmosfery. Najciekawsze jednak to, że w największym wymiarze prace odbywały się
w sferze przemysłowej, wydobywano bowiem wiele drogocennych surowców
mineralnych.
- Ach, A'adon! A'adon przyjacielu!
On, mimo iż świadom tego, że nie ma czasu na postoje, nie potrafił jednak
oprzeć się swej ciekawości. Nie ważąc na to co powie prowadzący, natychmiast
odwrócił się uśmiechnięty, doskonale wiedząc do kogo należy tajemniczy głos.
- B'aeish przyjacielu!
Strażnik, nie mówiąc nic, odwrócił się chwilę po A'adonie. Nie chcąc wszczynać
awantur, postanowił dać mu chwilę, nim zacznie go pośpieszać.
Architekt chciał objąć archeologa, ale ten pokazał swe brudne dłonie i
usmarowane ziemią części ubioru. Następnie, dalej podjął rozmowę.
- Słuchaj, koniecznie musisz ze mną zejść! Odkryłem bardzo ciekawe zjawisko!
Otóż, im kopiemy bardziej w głąb tym więcej możemy odnaleźć! Dokładnie tak,
jakby życie istot, które niegdyś zamieszkiwały tą planetę toczyło się wewnątrz. -
zrobił przerwę, żeby zażyć powietrza, nie bacząc na zdziwioną minę rozmówcy.
Doskonale wiedział, że jego byłaby podobna, gdyby usłyszał takie rewelacje -
Ewentualnie można jeszcze założyć, że oni... cofali się w głąb planety, czy
planet, jeśli zamieszkiwali ich więcej! No, ale to przecież absurdalne,
zaprzeczenie tego co dzieje się we Wszechświecie!
A'adon usłyszawszy te zdania, nie musiał nigdzie iść, bowiem łącząc je w całość
jego spragniony wiedzy umysł sam przeniósł się do krainy, gdzie żyje tylko
przygoda. Ponadto już po chwili pojawiły się setki pytań niecierpiących zwłoki.
Jednak w przestrzeni rzeczywistości nie usłyszał swojego pałającego ambicją
głosu, ale stanowcze, chłodne orzeczenie.
- Nigdzie nie idziesz. Jak mówiłem, musimy natychmiast ruszać do Izby. -
Wysłannik złapał uczonego za ramię.
- Ale nawet nie wiem po co, czy to nie może zaczekać? Co jeśli to odkrycie
na miarę wieku? - Odparował bez cienia wątpliwości.
K'alegh odetchnął głęboko z trudem opanowując zniecierpliwienie.
- Chyba się nie zrozumieliśmy. To nie żadna sugestia. To rozkaz! Od
najwyżej postawionych przedstawicieli rasy, to powinno dać Ci do
myślenia. - Tym razem podniósł głos.
- Idź - Dodał B'aeish. - Ja też niedługo wracam, przywiozę znaleziska do biura.
- Ale powiedz chociaż co odkryłeś! - Wydukał tylko architekt, cierpliwie
upierając się przy swoim.
Tym razem strażnik nie wytrzymał. Złapał uczonego pod ramiona i zaczął go
ciągnąć w stronę wyjścia, nie mogąc zrozumieć jego nieustępliwej ciekawości.
Z oddali dobiegł ich głos archeologa.
- Znalazłem pradawne napisy! Odkryłem, że mieszkańcy tej planety byli
podobni do nas i chyba wiem, gdzie szukać ich śladów!
- Och... - A'adon jęknął tylko, nie stawiając już oporu.
K'alegh puścił go w końcu, obaj weszli do windy włączając dotleniacze i sprawdzając
zabezpieczenia kombinezonów.
- Powierzchnia, sektor 12, pas Oriona. - Rzucił strażnik do wnętrza windy.
Ruszyli z prędkością 1000km/h, wspinając się coraz wyżej po wyżłobionych
korytarzach.
W windzie byli tylko we dwóch, ale żaden z nich nie odzywał się już.
Po kilku, dłużących się w nieskończoność chwilach winda ustała.
A'adon wciągnął powietrze, nie cierpiał widoku, który był pisany każdemu
kto opuszczał zewnętrzną kopułę.
Winda otworzyła się. minęli dwóch innych fachowców kłaniając się sobie nazwzajem,
teraz, tych kilka pozostałych metrów trzeba było wspinać się po schodach do
otworu, który przed latami otworzyli ich rodacy.
Wychodząc na powierzchnię architekt doskonale potrafił odczuć zmianę w swoim
ciele, minęło poczucie bezpieczeństwa, a względna odległość od tego miejsca,
to tylko kilka chwil do przebycia. Mimo to różnicę czuło się od razu, nawet bez
jakiejkolwiek wiedzy. Inny skład powietrza, wyniszczona atmosfera, o tym
co było w podziurawionej co i rusz glebie wolał po prostu nie myśleć.
Choć to wszystko i tak zdawało się być bardzo małym problemem, w porównaniu
z tym co można było ujrzeć kierując oczy ku górze.
- Nie życzę nikomu takiego losu- Pomyślał bez cienia wątpliwości.
Dziura ozonowa, jedna koło drugiej. Małe dziecko powiedziałoby, że sufit
jest podziurawiony. A'adon wiedział jednak jak to nazywali. Nie raz spotkał
to słowo w najrozmaitszych zapiskach. "Niebo"... czy raczej to co z niego zostało.
To niemożliwe, że ta planeta, aż tak bardzo nienawidziła swoich mieszkańców.
Chociaż z drugiej strony, czemu nie? Jeśli wyrządzili jej takie krzywdy?
Nienaturalnym byłoby myśleć, że zniszczyła ich inna rasa. Kto mógłby być,
aż tak okrutny? - A'adon nie mógł przestać myśleć, jego mózg patrząc na to
wszystko nieustannie pracował na najwyższych obrotach.
Patrząc pod nogi, myśląc, że może jakimś cudem odnajdzie choćby małe
bakterie, najmniejsze drobne tętniące życie, do czasu, gdy przeszył go
charakterystyczny dreszcz. Czuł go zawsze będąc w tym miejscu, miejscu
ostatnimi czasy tak bardzo zatłoczonym. Ideał którego nawet ich architekci
nie mogą odtworzyć. " Koieryihs " - wskaźnik. Tak nazywano te punkty,
zbudowane co do milimetra w starannie dobranych miejscach, one same zaś
wzbudzały podziw. Mało tego, jako chyba jedyne znane naukowcom obiekty
pozostawały nietknięte. Tak właśnie. Zero jakichkolwiek uszkodzeń po apokalipsie.
Rzecz bezprecedensowa, niesamowita w świecie nauki.
Zna je jedynie z książek, które czytano mu gdy był mały. Nazywano je piramidami.
Na ich temat wiadomo tylko dwie rzeczy, które dodają im jeszcze więcej niezwykłości,
otóż: To niedorzeczne by możliwe było zbudowanie czegoś takiego jeszcze kilka tysięcy
lat temu z taką znajomością gwiazd, a po drugie: dostęp do nich ma tylko gwardia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz