wtorek, 10 listopada 2015

Przeznaczenie

Czy wierzyłeś kiedyś, że twoja przyszłość zależy od najróżniejszych czynników a nie od Ciebie?
Że determinuje ją... PRZEZNACZENIE?
Co, słucham? Chcesz powiedzieć, że właśnie tak jest i co mam na myśli? Chciałbym niczym głupiec powiedzieć, że to nieprawda?
Otóż moi mili to KŁAMSTWO.
Wyniszczające ludzkość, wpędzające biedne stworzenie w choroby kłamstwo.
Niewybaczalny błąd w myśleniu każdego z nas!
Jednakże może wszystko od początku...
Jak wiemy, życie nie jest proste. Często też nie jest cudowne. Męczymy się tak bardzo, a otrzymujemy na pierwszy rzut oka tak niewiele. Poddajemy się, większość czasu swojego dnia kreujemy w umyśle wymówki dlaczego nie mogę tego zrobić, zamiast po prostu to zrobić. Mamy CHOROBLIWĄ TENDENCJĘ DO UTRUDNIANIA ABSOLUTNIE KAŻDEGO ASPEKTU NASZEGO ŻYCIA, KTÓRY WYMAGA JAKIEGOKOLWIEK WYSIŁKU Z NASZEJ STRONY.
A niestety im postęp bardziej prze do przodu tym mniej czynimy.
Kłamstwo staje się naszą ostoją.
Zaś my zaczynamy UDAWAĆ. Stajemy się kopiami kopii wykreowanych przez archetypy społeczeństwa. Czy chciałbyś mieć liczbę wypisaną dajmy na to na czole? Np. Numer 2443245 gotowy do przeżycia kolejnego dnia...
Jego zadania na dziś: Wstać, narzekać na otaczający nas świat. Na rodzinę, na znajomych, na pracę, szkołę, POTENCJALNE MOŻLIWOŚCI, KTÓRYCH NIE WIDZIMY BO TAK JEST ŁATWIEJ...
Przesiedzieć większość dnia w pracy której nie lubimy, na lekcjach które nie są nam absolutnie do niczego potrzebne. Jeść śmieciowe jedzenie, rozmawiać z ludźmi których nie lubimy, a następnie wrócić do domu i ZABIĆ CZAS.
Zadam Ci teraz proste pytanie?
Jak często zasypiając zastanawiasz się jak znaleźć czas na to co lubisz robić?
Godzinę? Dwie?
Za przeproszeniem, jesteś idiotą! Ale nie musisz nim być, nie jesteś nim z własnej woli.
Bo ktoś tobą kieruje, masz ten numer i " zadania do wykonania ".
Ale jest to ta sama osoba, która słucha. TY. Twój umysł jest twą potęgą albo twym największym wrogiem. Od Ciebie zależy jak go użyjesz. Zauważ, że większość świata tak funkcjonuje...
Bowiem im więcej osób używa w ten sam sposób umysłu, w szczególności do schematycznego myślenia tym ciężej się go pozbyć każdej kolejnej jednostce. Nieświadomie ustalamy ograniczające nas granice.
Wiecie co?
Społeczeństwo jest zabawne. Dokładnie tak!
Absolutnie każdy ( i nie wierzcie, gdy mówią inaczej ), chce być kimś wyjątkowym, wyróżniać się, ale większość osób boi się tego, bowiem gdy każdy z osobna koduje podświadome myślenie, by nie wyróżniać się z tłumu ustalamy OBOWIĄZUJĄCY SCHEMAT I NAWET NIE WIEMY DLACZEGO GO PRZESTRZEGAMY. Jesteśmy więźniami nigdy nie zrealizowanych planów i marzeń. To chore i smutne. Świat pogrąża się w agonii.
A przeznaczenie?
To suma składowa naszych czynów.

Jak myślisz, do czego dojdziesz nie czyniąc absolutnie niczego?
Najgorsze, że Ty wiesz co chciałbyś robić i to bardzo dobrze zdajesz sobie sprawę, ale boisz się tego. Wmawiasz sobie, że jest inaczej.
Chcę pracować Tu i Tu. Być Tym i Tym za takie i takie pieniądze, a wszystkie twoje myśli będą gdzieś daleko stąd... ( w świecie nigdy nie zrealizowanych marzeń).
W świecie który powinien zaistnieć, ale tego nie zrobił.
Dlaczego?
PONIEWAŻ JESTEŚ TCHÓRZEM.
Moi mili, jedyna różnica między " człowiekiem sukcesu " a tchórzem, jest taka co ten pierwszy robi, a co ten drugi człowiek nie czyni.
Podział ten jednak wyglądałby o wiele lepiej, gdybyśmy napisali ŻYWI i MARTWI.
Bo co można powiedzieć o człowieku, którego każdy dzień wygląda tak jak nie chce.
Nie pamięta żadnego z poranków, nie pamięta kiedy był z siebie dumny...
NASZYM PRZEZNACZENIEM JEST... STWORZYĆ WŁASNE PRZEZNACZENIE.
To proste.
Podam wam przykład.
Istnieje myślenie: Zwycięzca - Przegrany, Zwycięstwo - Porażka.
Kolejna pułapka która nas ogranicza, paraliżuje.
Moi mili porażka to część zwycięstwa.
Mistrz w jakiejkolwiek dziedzinie musiał najpierw odnieść setki porażek.
Tysiące, miliony, ale w końcu osiągnął to czego pragnął.
Schemat wygląda następująco:
Przeciętność ( strefa iluzjonistycznego komfortu ) - PORAŻKA- PORAŻKA - PORAŻKA - PORAŻKA - PORAŻKA - PORAŻKA - PORAŻKA - PORAŻKA ( działanie ) - ZWYCIĘSTWO ( to po prostu suma porażek...)
Schemat w naszych umysłach zaś wygląda tak:
PORAŻKA, PRZECIĘTNOŚĆ, ZWYCIĘSTWO. Ale nie moi mili...
Nie jesteście po środku tej drogi.
Jesteście na samym jej początku.
CI którzy ponoszą porażki to przyszli zwycięzcy,
a podział powinien wyglądać tak: CZYN I BRAK CZYNU.
Czyniąc kreujemy przeznaczenie, brakiem czynu wpędzamy się w przeświadczenie, że naszym przeznaczeniem jest przeciętność...
O czymkolwiek teraz myślisz, gdziekolwiek jesteś, czegokolwiek żałujesz... to naprawdę nieważne. Olać to.
Naprawdę! Jesteś siłą zaklętą w ograniczające słowa. Uwolnij się i wznieś niczym ptak na wyżyny, bo możesz to zrobić. Po prostu zacznij robić cokolwiek...

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Wiedźmin

Jako, że niedługo wychodzi coś na co wszyscy czekamy:
Mym mieczem srebrnym,
zabijam strzygi, ghule i wiwerny,
Ocieram krew z mych skroni
i idę do pobliskiej tawerny.
Jak zwykle zamawiam dwa kufle ciemnego piwa,
Yaskier brzdąka na swej lutni, a Yarpen w kości przegrywa.
Słucham opowieści zasłyszane przez Temerczyków,
Nie wierzę w kłamstwa zasranych
Nilfgaardczykow.
Nagle barman mówi, że szukała mnie kobita,
Czarne włosy, smukła cera, już stamtąd znikam.
Idę na poszukiwania Dzikiego Gonu,
Do ich bądź mojego zgonu.
Ciemny las, budzące grozę pieśni przodków,
Na zewnątrz jestem pewny, lecz
Czuje lęk w zarodku.
W mych snach widzę dziecko niespodziankę,
Ciri... Widzę cie patrząc na każdą mieszczankę,
Muszę Cię odnaleźć, to moje przeznaczenie,
Lecz zostałem pojmany, czeka mnie La Valetów więzienie.
Strażnicy biją, torturują, ale uciekam cierpiąc trudy,
Triss ma dobra gwiazda prowadzi mnie między obce ludy.
Znów uczę się znaków Igni, Aard i fechtunku,
Zabijam potwory za monety w mym wojowniczym rynsztunku.

sobota, 14 marca 2015

" Dziennik zbiorowy " - Wstęp

 - Jack! Jack! Co Ty wyprawiasz!?
   Chwila przeszywającej serce ciszy.
 - Jack! Wracaj! Nie zostawiaj mnie samego, błagam... - znów po zakamarkach
   świadomości ostatnich żywych istot rozbrzmiał mój głos.
   Próbowałem złapać Jacka za rękę, ale to nic nie dało. Odepchnął mnie, zrobił to
   całkowicie naturalnie. Ten bydlak już pogodził się z ty, że niedługo odejdzie.
   Wielki, durny mędrzec! Filozof... jak każdy inny człowiek u kresu czasu.
   Tylko nauka, tylko myśli mogą nas uratować. A gdzie się podziała seksualność?
   Męskość, kobiecość? Wola walki, chęć jedzenia mięsa? Jak bardzo można
   wyrządzić krzywdę sobie samemu? Zdecydowanie daliśmy odpowiedź na
   to pytanie.
     Oczywiście, Jack umarł. Zaraz po tym jak otworzył drzwi. Po co on to zrobił?
   Czy tak bardzo nie mógł doczekać się śmierci? Nie wiem, naprawdę. Mój brat,
   moje oparcie, przez tyle długich lat ciężkiego życia, nagle postanowił ze sobą
   skończyć. Nie życzę nikomu takiego widoku.
  ...
     - Co robisz? - zapytał spokojnie Arkadianin. Zaraz potem dotknął swojego
  kombinezonu, jakby bał się, że coś jest nie tak. To co działo się ostatnio,
  nie oznaczało nic dobrego, a każdy chciał przetrwać.
     - Czytam. - Odpardł A'adon. Ścisnął mocniej dziennik.
     - Znalazłeś kolejny? - Kontynuował z zaciekawieniem, udawanym czy też
  nie, rozmowę wysłany Arkadianin.
      - W rzeczy samej. Bardzo ciekawe zjawisko. Nie sądzisz? Gdzie nie pójdziesz...
  Znajduję tego coraz więcej! I prawie wszystko rozumiem! - rzucił się nieświadomie
  w wir emocji, jeden z najlepszych architektów Marsa.
      Wysłany sojusznik z korpusu bezpieczeństwa, twierdząco kiwnął głowę, jednak
  bez większego przekonania, wyraźnie nie odczuwając zachwytu.
        - Wiesz co jest jednak najlepsze? - Dociekał uczony.
        - Zapewne zaraz się dowiem.
   A'adon uśmiechnął się i przekartkował notatnik, jak tylko mógł ostrożnie.
        - Tak wiele stron! A zamiast dogłębnie opisywać wydarzenia, przyczyny, zostawić
   jakieś znaki dla... na przykład dla nas, oni opisywali swoje odczucia! Swoje własne
   historie! Niesamowite, niezrozumiałe!
        - Pokaż. - wyciągnął kończynę przysłany spec.
   Arkadianin, całkowicie zaufany, oddał przedmiot współtowarzyszowi wspólnej
   ekspedycji.
   Ten jednak po wzięciu dokumentu, rozsunął swój kombinezon i schował tam zapiski
   przeszłości.
         - Co robisz? - Pierwszy raz podczas rozmowy, A'adon zawahał się.
         - To co muszę. Wszystkie znaleziska mają być bezwzłocznie dostarczone do
    Izby bezpieczeństwa. - Automatycznie, bez jakichkolwiek przemyśleń odpowiedział
    K'alegh.
         - Bezpieczeństwa? Co ma wspólnego bezpieczeństwo z nauką? - Zrobił zdziwioną
     minę, nawet nie zdając sobie sprawy jak ironicznie zabrzmiało to pytanie.
         - Doprawdy, też myślę, że niewiele, ale nie mi o tym decydować. Chodź, idziemy
    do kopuły, dostałem wezwanie, jak najszybciej musimy wrócić na planetę.
    Architekt dotknął swoich drobnych łusek na twarzy, jakby sprawdzając czy cały
    czas jest na jawie. Następnie szybkimi, zgrabnymi ruchami uszczelnił swój skafander.
    Wyjście na zewnątrz bez specjalistycznego kombinezonu to czyste samobójstwo.
    Wszak był przystosowany do życia na Marsie i na lądowisku na księżycu, ale nie
    do atmosfery tej intrygującej planety. Założył na plecy dotleniacz, po czym ruszył  za swoim przewodnikiem.
    Wszędzie  dookoła trwały jakieś prace. Wykopaliska bądź też pomiary składu
    atmosfery. Najciekawsze jednak to, że w największym wymiarze prace odbywały się
    w sferze przemysłowej, wydobywano bowiem wiele drogocennych surowców
    mineralnych.
      - Ach, A'adon! A'adon przyjacielu!
    On, mimo iż świadom tego, że nie ma czasu na postoje, nie potrafił  jednak
    oprzeć się swej ciekawości. Nie ważąc na to co powie prowadzący, natychmiast
    odwrócił się uśmiechnięty, doskonale wiedząc do kogo należy tajemniczy głos.
      -  B'aeish przyjacielu!
    Strażnik, nie mówiąc nic, odwrócił się chwilę po A'adonie. Nie chcąc wszczynać
    awantur, postanowił dać mu chwilę, nim zacznie go pośpieszać.
    Architekt chciał objąć archeologa, ale ten pokazał swe brudne  dłonie i  
    usmarowane ziemią części ubioru. Następnie, dalej podjął rozmowę.
     - Słuchaj, koniecznie musisz ze mną zejść! Odkryłem bardzo ciekawe zjawisko!
        Otóż, im kopiemy bardziej w głąb tym więcej możemy odnaleźć! Dokładnie tak,
        jakby życie istot, które niegdyś zamieszkiwały tą planetę toczyło się wewnątrz. -
        zrobił przerwę, żeby zażyć powietrza, nie bacząc na zdziwioną minę rozmówcy.
        Doskonale wiedział, że jego byłaby podobna, gdyby usłyszał takie rewelacje -
        Ewentualnie można jeszcze założyć, że oni... cofali się w głąb planety, czy
        planet, jeśli zamieszkiwali ich więcej! No, ale to przecież absurdalne,
        zaprzeczenie tego co dzieje się we Wszechświecie!
         A'adon usłyszawszy te zdania, nie musiał nigdzie iść, bowiem łącząc je w całość
       jego spragniony wiedzy umysł sam przeniósł się do krainy, gdzie żyje tylko
       przygoda. Ponadto już po chwili pojawiły się setki pytań niecierpiących zwłoki.
          Jednak w przestrzeni rzeczywistości nie usłyszał swojego pałającego ambicją
       głosu, ale stanowcze, chłodne orzeczenie.
          - Nigdzie nie idziesz. Jak mówiłem, musimy natychmiast ruszać do Izby. -
        Wysłannik złapał uczonego za ramię.
           - Ale nawet nie wiem po co, czy to nie może zaczekać? Co jeśli to odkrycie
         na miarę wieku? - Odparował bez cienia wątpliwości.
         K'alegh odetchnął głęboko z trudem opanowując zniecierpliwienie.
           - Chyba się nie zrozumieliśmy. To nie żadna sugestia. To rozkaz! Od
         najwyżej postawionych przedstawicieli rasy, to powinno dać Ci do
         myślenia. - Tym razem podniósł głos.
            - Idź - Dodał B'aeish. - Ja też niedługo wracam, przywiozę znaleziska do biura.
            - Ale powiedz chociaż co odkryłeś! - Wydukał tylko architekt, cierpliwie
          upierając się przy swoim.
          Tym razem strażnik nie wytrzymał. Złapał uczonego pod ramiona i zaczął go
          ciągnąć w stronę wyjścia, nie mogąc zrozumieć jego nieustępliwej ciekawości.
          Z oddali dobiegł ich głos archeologa.
             - Znalazłem pradawne napisy! Odkryłem, że mieszkańcy tej planety byli
          podobni do nas i chyba wiem, gdzie szukać ich śladów!
             - Och... - A'adon jęknął tylko, nie stawiając już oporu.
           K'alegh puścił go w końcu, obaj weszli do windy włączając dotleniacze i sprawdzając
          zabezpieczenia kombinezonów.
              - Powierzchnia, sektor 12, pas Oriona. - Rzucił strażnik do wnętrza windy.
           Ruszyli z prędkością 1000km/h, wspinając się coraz wyżej po wyżłobionych
          korytarzach.
          W windzie byli tylko we dwóch, ale żaden z nich nie odzywał się już.
          Po kilku, dłużących się w nieskończoność chwilach winda ustała.
          A'adon wciągnął powietrze, nie cierpiał widoku, który był pisany każdemu
          kto opuszczał zewnętrzną kopułę.
            Winda otworzyła się. minęli dwóch innych fachowców kłaniając się sobie nazwzajem,
          teraz, tych kilka pozostałych metrów trzeba było wspinać się po schodach do
          otworu, który przed latami otworzyli ich rodacy.
            Wychodząc na powierzchnię architekt doskonale potrafił odczuć zmianę w swoim
          ciele, minęło poczucie bezpieczeństwa, a względna odległość od tego miejsca,
          to tylko kilka chwil do przebycia. Mimo to różnicę czuło się od razu, nawet bez
          jakiejkolwiek wiedzy. Inny skład powietrza, wyniszczona atmosfera, o tym
          co było w podziurawionej co i rusz glebie wolał po prostu nie myśleć.
          Choć to wszystko i tak zdawało się być bardzo małym problemem, w porównaniu
          z tym co można było ujrzeć kierując oczy ku górze.
          - Nie życzę nikomu takiego losu- Pomyślał bez cienia wątpliwości.
          Dziura ozonowa, jedna koło drugiej. Małe dziecko powiedziałoby, że sufit
          jest podziurawiony. A'adon wiedział jednak jak to nazywali. Nie raz spotkał
          to słowo w najrozmaitszych zapiskach. "Niebo"... czy raczej to co z niego zostało.
          To niemożliwe, że ta planeta, aż tak bardzo nienawidziła swoich mieszkańców.
          Chociaż z drugiej strony, czemu nie? Jeśli wyrządzili jej takie krzywdy?
          Nienaturalnym byłoby myśleć, że zniszczyła ich inna rasa. Kto mógłby być,
          aż tak okrutny? - A'adon nie mógł przestać myśleć, jego mózg patrząc na to
          wszystko nieustannie pracował na najwyższych obrotach.
            Patrząc pod nogi, myśląc, że może jakimś cudem odnajdzie choćby małe
          bakterie, najmniejsze drobne tętniące życie, do czasu, gdy przeszył go
          charakterystyczny dreszcz. Czuł go zawsze będąc w tym miejscu, miejscu
          ostatnimi czasy tak bardzo zatłoczonym. Ideał którego nawet ich architekci
         nie mogą odtworzyć. " Koieryihs " - wskaźnik. Tak nazywano te punkty,
        zbudowane co do milimetra w starannie dobranych miejscach, one same zaś
        wzbudzały podziw. Mało tego, jako chyba jedyne znane naukowcom obiekty
        pozostawały nietknięte. Tak właśnie. Zero jakichkolwiek uszkodzeń po apokalipsie.
        Rzecz bezprecedensowa, niesamowita w świecie nauki.
        Zna je jedynie z książek, które czytano mu gdy był mały. Nazywano je piramidami.
        Na ich temat wiadomo tylko dwie rzeczy, które dodają im jeszcze więcej niezwykłości,
        otóż: To niedorzeczne by możliwe było zbudowanie czegoś takiego jeszcze kilka tysięcy
        lat temu z taką znajomością gwiazd, a po drugie: dostęp do nich ma tylko gwardia...

"Obserwuję" - Wstęp

  Życie nie jest piękne. Nie jest nawet przeciętne - nienawidzę tego słowa. Mimo to muszę przyznać, że nie jest też złe. Życie jest nijakie. To tylko taka gra, gdzie sami tworzymy reguły i historię, żeby było ciekawiej. Chociaż nie, robimy to bo musimy. Nie możemy pozwolić, by strony naszego pamiętnika pozostawały białe. Gdy się zatrzymujemy popadamy w depresję. Odczuwamy alienacje. Zaczynamy myśleć naprawdę nielogicznie. Wtedy według zdruzgotanego umysłu drogi są tylko dwie. Pierwsza - autodestrukcja. Sznur, żyletka, bez różnicy. Umysł zrobi wszystko, byle tylko jeszcze coś dopisać do samo wypełniającego się dziennika. Druga droga to pójście do psychiatry, który stwierdzi, że jeśli zastanawiasz się nad sensem życia to naprawdę jest już bardzo niedobrze. Trzeba więc przepisać ci masę leków, które i tak prędzej czy później doprowadzą do drogi pierwszej. Założę się, że oni to odkryli i dlatego depresja to tak częsta choroba...
Tak więc rada jest jedna i niepodważalna. Myśl na bieżąco, o tych wszystkich pierdołach, o przyszłości i przeszłości, ale nigdy nie rozmyślaj o samym myśleniu, bo jeszcze dojdziesz do wniosku, że myślenie nie ma sensu. To będzie koniec. Wszystko w co wierzyłeś zniknie łącznie z tobą.
Chłopak odłożył swój ulubiony długopis wyraźnie zadowolony.
Przeczytał to co napisał jeszcze kilka razy zanim zamknął notatnik. Niech będzie. Dziś tego nie wyrzucę, a może nawet wpisze to do książki? - pomyślał. Tak naprawdę wiedział jak to się skończy. Jutro, no ewentualnie pojutrze wyrwie kartkę z dziennika i wyrzuci ją do oceanu. Jak zawsze, nic nie jest nawet dość dobre by mogło spotkać się z aprobatą wewnętrznego sędziego. To co miał wiedzieć zapamiętał. Jeśli nie, to poznawał te zjawiska na nowo.
Gdy zauważył, że znowu zagłębił się w swoje myśli szybko spojrzał na zachód słońca. Idealny widok, gwiazda kąpiącą się we wspaniałych falach oceanu. To jedyne co kochał. Kiedy wpatrywał się w ten widok był naprawdę szczęśliwy. Utożsamiał się z nim. Znikał. Gdy upojenie się chwilą obecną dobiegło końca, tak jak zwykle powoli zszedł ze skały wzdychając smutno. Jak kiedyś stwierdził: moje życie, jak każde inne, dobiegnie kiedyś końca i gdy to już się stanie pragnę zamienić się w to zachodzące słońce i trwać tak do końca czasu. Nie przejmował się zbytnio tym, że byłby sam. Według niego każdy jest sam, żyje w swojej wykreowanej rzeczywistości.
To najważniejszy powód, by sądzić, że polegać może tylko na sobie. I tak w końcu każdy kiedyś odejdzie.
Żyjemy tak jak śnimy - samotnie.
***
  Szedł przez swoją wioskę rozkoszując się zapachami i obserwując przyjezdnych. Dziś 30 czerwca. Wakacje rozpoczęły się na dobre. Niedługo turyści zaczną prawdziwe oblężenie, a on będzie mógł realizować swą największą pasję, będzie mógł obserwować.
***
 Odkąd zaczął się w tym realizować trzy lata temu, również w wakacje nikt nie czyni mu już zbędnych problemów. Mieszkańcy się przystosowali, rodzice praktycznie się nim nie interesują, a turyści zapewne nie wiedzą kim jest i co robi. Na początku - prawda, wzbudzało to wiele kontrowersji, zwłaszcza, gdy odkryto w jego pokoju setki ( jeśli nie tysiące ) zdjęć dziewczyn, wszystkie podpisane... To już wzbudza podejrzenia. Miał wtedy czternaście lat więc zarzuty jakichś napadów, porwań czy tym bardziej pedofilii. Zdecydowanie bardziej uderzano w chorobę psychiczną, paranoję. Gdy jego rodzicielka odkryła wcale nie skrywaną tajemnicę ( bo jak można nazwać tajemnicą coś czego się nie ukrywa? ) zaprowadziła go na poradnię. Do tego zapytała zaprzyjaźnionego policjanta czy aby nie jest to karalne. Jej reakcja sprawiła, że tylko podupadła w oczach Adama. Ojciec tym bardziej, zwłaszcza, że nie zareagował, ale jak można się spodziewać znaczącej uwagi, gdy ma się szóstkę rodzeństwa, a na dodatek jest się tym najstarszym. Doprawdy, tak naprawdę wszystkich: rodziców, psychiatrę, policjanta interesowała wybitnie tylko jedna kwestia. Jak to możliwe, że tyle dziewczyn dało mu się sfotografować? Na pierwszy rzut oka żadna z tych dziewczyn nie przypominała nikogo znajomego z okolic, fakt, iż są np. z internetu także odpadał. Widać było, że są autentyczne. Sprawdzono jego komputer, okazało się tylko, że tam są kolejne zdjęcia z kolejnymi zapiskami...
 Młodzieniec tylko potwierdził, że zdjęcia wszystkich tych dziewczyn są robione jego aparatem i żadna z nich nie jest z ich rodzinnej wioski, jak i tych okolicznych, gdyż te które tu mieszkają i tak może sobie obserwować do woli.
 Psychiatra do którego go zawieźli zapytał go w cztery oczy jak to możliwe, że tyle obcych dziewcząt dało mu się sfotografować. Ten odparł tylko, że spokojnie z nimi rozmawiał i wyjawiał im swe zainteresowania ludzką psychiką, typami osobowości. Jednak szybko się okazywało, że to nie one go wypytywały o jego zamiary, ale to on wypytywał je. Najczęściej padały pytania o to co lubią, jak się zachowują, jakie są ich aspiracje... Oczywiście lekarz miał wątpliwości co do tego co właśnie słyszy, ale był dosłownie zmuszony uwierzyć. Zapisał chłopaka do kliniki do Gdańska, bo takie zainteresowania zwłaszcza obsesyjne zdecydowanie mu się nie spodobały.
 Tu przepisano mu leki, ale i choć dość powierzchownie, zainteresowano się jego osobą. Na pytania odpowiadał bez chwili zastanowienia, zdecydowany, pewny siebie, niekiedy mówił nawet fachowo. Rozgłos w przychodni przyniosły mu jego plany. Otóż stwierdził, że dzisiejsza psychiatra, czy psychologia to w większości niczym nie poparte teorie, dzięki którym pacjentom można podawać nieograniczone dawki leków które odbierają chęć do życia. Oczywiście, dodał, iż nie oskarża bezpośrednio np. leczących go specjalistów, ich winić może jedynie za to, że we wszystkim idą po najmniejszej linii oporu i tak naprawdę nie zależy im na pacjentach. On zaś chce zbadać istotę wszystkich chorób umysłowych, wpływ destrukcyjnych myśli na ciało, a także odpowiedzieć w końcu na pytania czym jest ludzki umysł i jaki jest jego związek z wszechświatem i czym dokładnie są świadomość, podświadomość i nadświadomość! Rzecz jasna po tych rewelacjach tym bardziej faszerowano go lekami. Pomijam już fakty jak opowieści nadprzyrodzone czy teorie jakoby przybył tu z odległej planety z misją zbawienia ludzi! 
********
I tak mijały jego kolejne dni w zakladzie. Podczas nich doszedł do jednoznacznego wniosku, iż ludzi najlepiej wyedukowanych najłatwiej zwieść. 
********
Idąc przez wioskę nie mógł nie wstąpić choć na chwilę do baru z lodami włoskimi. Jadł je w bardzo niezdrowych ilościach, jeśli miałby być od czegoś uzależniony to tylko od nich. 
Stając przed swoim dwupiętrowym, dużym domem, tak jak zawsze ogarnęło go to dziwne, krępujące umysł uczucie. Znów będzie trzeba udawać, liczyć się z czyimś zdaniem. Nie da się ukryć, że to co najgłębiej tkwi w jego młodym sercu to rozgoryczony gniew.
...

Wybrany

Nic nie jest takie, jakim to malują,
Przeciętność, nawet w niej się ludzie produkują.
Leżę tu dzień po dniu a moje myśli wariują.
Czekam na szansę, czekam aż powiedzą, że człowieka takiego jak ja poszukują.
Ale mnie ośrodek działania, do lenistwa skłania.
Mam ochotę tylko do rozmyślania, a to nie ma nic do pisania.
I tak żyje, bo akurat tego nikt mi nie zabrania.
Dobrze wiem, że diabeł tkwi w szczegółach,
dlatego doskonale snuje po bezsensownych regułach.
Widzę wytworzone przez szarych psychopatów schematy.
I...
Wycofuje się, płaczę pisząc w snach poematy.
Moje problemy wcale nie są nieważne i małe,
Bo widzę, że nic z siebie nie dałem.
Pragnę szczęścia,
Ale wolę cierpieć,
Z zasady mieć marzenia niedostępne.
I drwić, gdy widzę swe oblicze wstrętne.
Jedyne co potrafię dobrze robić to zazdrościć,
Czasem w porywach zaczynam pościć,
Od przyjemności,
Ale nie chce pracy,
Chcę blogości.
Jak dokonać czegoś wielkiego?
Jak cieszyć się z dostępnego.
Nie sądziłem, że moja obsesja to coś w czym zawsze żyłem,
Nie widziałem, że zawsze w tym samym punkcie byłem.
Tym samym człowiekiem,
Nie zmieniam się z wiekiem,
Naiwność moim lekiem, ale
Nie stać mnie już na to,
Z zasady rządzi mną patos,
Mam talent zamiast serca,
Jak to bywa coś za coś.
Po co to wszystko piszę i o tym mówię?
Bo to jedyne co umiem.
I tylko odmienne stany świadomości rozumiem.
Rozumiesz?
Dostać baty za to kim się urodziłeś,
Za to kim nigdy nie byłeś.
Karcony za wrażliwość przez stalowe maski,
Wierzę już, że przeżyje bez ich łaski.
Chciałem być mistrzem, jestem wycofanym uczniem,
Zwycięstwa mnie nie obchodzą, porażki świętuje hucznie.
W imię epikureizmu, ale nie iść za ślepą masom
Śnie za niezależnym bytem, zabiłbym za to.
W agresji tylko wbijam w takt,
Łamie każdy pakt,
Niszczę po kolei zakłamany fakt
To jak rak to zabija,
Twoja droga stoi otworem, a czas mija,
Ale kiedyś tam trafię,
Bo inaczej żyć niż w swojej głowie nie potrafię.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

ROZTERKA WOJOWNIKA

Wiersz inspirowany tym co sam często czuję.

Przyszedł w miejsce wskazane przez wieszczy,
wziął miecz leżący tu już od stuleci,
postanowił pokonać całe zło,
które każdy dzień życia szpeci.
Dosiadł swego wierzchowca,
Obrał kierunek wioski, gdzie się wychował,
To tu po raz pierwszy stoczył walkę,
Stracił miłość i swego brata pochował.
Pędząc lasem czuł potęgę zła i nienawiści,
wiedział, że gdy się odwróci, śmierć ujrzy,
a ta pochłonie serce jego, plan swój ziści.
Jednak ciekawość nie zna granic, nawet on nie podołał,
Odwrócił się a jedyne co zdołał ujrzeć to strzała
szybsza niż wiatr, ugodziła go w serce, wiedział że kona,
Zasmucił się wielce, tracąc nadzieję, że czegoś dokona.
Opanował jednak ból i zwątpienie,
opanował emocje jak go uczono,
Z podniesioną głową wszedł w potępienie.

Nie umarł jednak! Obudził się pośród cudownych drzew,
kwiatów, polan, wokół niego uśmiechy radości i ciepła,
Uleczono go w tej krainie, wszak rósł tu magiczny krzew.
Na początku było wspaniale, o nic nie pytał, nikomu nie wadził,
Kobiety kochał, z mężczyznami się bratał, ale w sercu rosła pustka,
Coś jest nie tak, gdzie on jest zaczął się innych radzić?
Odpowiadali : "Cóż to, to są inne krainy? Nie wiemy co to władza
U nas każdy jest pomocny, ścieżkami miłości chadza. "
Zasmucił się wielce! O co więc walczyć? Za co umierać?
Biegał, pływał w morzu, ciężko pracował,
ale mimo to gniew nieustannie się w nim wzbierał.
To niemożliwe, pomyślał, w raju nie można ot tak zamieszkać,
Potrzeba wyrzeczeń, walki za ideały, doskonalić się
by być wspaniałym, dłużej już nie mógł zwlekać.
Twierdząc, że to podstęp złych ludzi, duchów, kłamców,
zaczął łapać swych wybawicieli, karać, uzbrajać,
Nikt jednak nie chciał walczyć, sam mordował skazańców,
Odbierał im duszę, bo nie chcieli podnieść broni,
Mieszkańcy ujrzeli krew swych braci, poznali śmierć,
Żołnierz wprowadził tyranię, choć zawsze od władzy stroił,
Aż ujrzał raz w rzece swe odbicie, kogoś kogo zawsze
chciał pokonać, powstała w nim rana, która nigdy się zagoi...

Spojrzał na piękną krainę, nie było już śmiechów i szczęścia,
lecz ból, smutek, podstępy, walki, krew i łzy,
Zniszczył ideę o którą zawsze walczył, popadł w nieszczęścia.
Stał się echem, legendą, wszyscy go nienawidzili,
jednak walczyli, tereny dzielili, prawa tworzyli,
Odkrył przed nimi inne strony ludzkiej osobowości,
Zaczął szlochać uciekając od samego siebie,
ale nie mógł pokonać swej słabości,
Nie pragnął przebaczenia, nie pragnął litości,
Buntownik poczuł, że jest architektem albo wyzwolicielem,
może jedynie walczyć za ideę, niszczyć co jest,
ale jego smutna dusza sprawia, że nie zniesie wiele.
Zawisł na  " drzewie życia " jak je od zawsze określano,
Lecz gdy znaleźli jego ciało, dano roślinie przeklęte miano,
Ciało spalono, wyrzucono wspomnienia,
Zapomnieli o sobie nie chcąc odkupienia,
Buntownik obserwował to wszystko,
Jego duch nie odszedł. Zawsze był wydarzeń blisko.
Wiedział, że jego waleczne serce kiedyś tu powróci,
By odnaleźć się pośród smutku i łez,
by ostatecznie nauczyć życia ludzi, by zwrócić!
To co im odebrał...
I jego dusza się uwolni, odejdzie
na wieki, ale gdy obce krainy się narodzą,
Obudzi się znów, a jego czyny w
mrok ludzkiego serca ugodzą.


sobota, 20 grudnia 2014

Regresja

Zaczęło się. Znów regresja do odmętów przeszłości,
Widzę swą słabą osobowość, ogrom zgorzkniałości,
Nie potrafię powiedzieć, by bym był coś wart,
Nie ma już w zapasie żadnych  ukrytych kart,
Zostałem sam, straciłem wszystko, przegrałem,
Wielkie plany miałem,
Lada chwila sukcesu się spodziewałem,
Swoje życie przegadałem,
Innym ludziom je oddałem,
Baty od Losu dostałem,
Nazywajcie mnie synem potępienia,
Sypiam we dnie, budzę się w ciemności,
Żywię się smutkiem innych osób,
Straciłem poczucie wszelkiej wartości,
Tak kończy się obsesja,
dążenia do doskonałości.
Odrzuciłem wiele miłości,
Odrzuciłem wszelkie sposobności,
Obwiniam się i każe,
Liczę na to, że kiedyś przeszłość z pamięci wymaże,
Że jeszcze kogoś miłością obdarzę,
A tymczasem cicho marze,
Idąc z obojętnością wobec życia,
Wyzbywając się siebie,
Nie mając już nic do ukrycia.